2015/07/05

Krem BB: Mizon Watermax Moisture SPF25 PA++

Kremy BB używam już prawie dwa lata. Jestem ich niesamowitą zwolenniczką. Nauczyłam się dzięki nim, że naturalny wygląd cery i jej zdrowy wygląd są ważniejsze od zamaskowania wszystkich niedoskonałości. Mam swoje faworyty ale i rozczarowania. Jednak i tak gorszy krem BB był lepszy od podkładów jakich używałam. Choć może nie trafiłam na swój podkład i nie skreślam ich w ogóle. Na razie jednak trzymam się mocno kremów BB. Do recenzji przeznaczam tylko te, których mam pełnowymiarowe opakowanie. Moim zdaniem ciężko dać dobrą recenzję kremom, które użyło się 5 razy.

Ostatnim kremem BB jaki używałam przed wakacjami był Mizon Watermax Moisture SPF25 PA++
Kolor był dla mnie idealny zanim moja skóra się opaliła nadmorskim słońcem.



Bardzo polubiłam ten krem BB. Przede wszystkim ma świetną jak dla mnie, trochę lejącą konsystencję, dzięki czemu dobrze i sprawnie można go rozprowadzać. Ja używam pędzla do podkładu. Krycie ma średnie do mocniejszego. Nie ciemnieje na buzi. Daje poczucie nawilżenia, ale bez tłustości. Natomiast na pogodę powyżej 27 stopni jest już za ciężki, już go czuć na twarzy, dlatego tuż przed upałami odstawiłam go na jakiś czas.




Kolorystycznie uważam, że będzie za ciemny dla kobiet z bardzo jasną i jasną karnacją. Ja mam średnią ze skłonnościami do zaczerwienia. Ten krem BB świetnie wyrównuje koloryt mojej skóry i nie pozwala wyjść zaczerwienieniom. Utrzymuje się na twarzy jednak maksymalnie do 8 godzin więc po pracy już nie mam tego efektu co rano.



Na zdjęciu mam już trochę mocniej opaloną dłoń a mimo wszystko krem nie wygląda na dużo jaśniejszy. Gdy go rozsmarowałam po wewnętrznej stronie ręki wtopił się pięknie w skórę.


Jestem z niego bardzo zadowolona i w chłodniejsze sierpniowe dni pewnie wróci do moich łask.

To mój pierwszy kosmetyk firmy Mizon. Razem z tym kremem BB przyszedł do mnie aloesowy żel do twarzy, ale jeszcze go nie otworzyłam. Jednak zwykle mam tak, że jak jeden kosmetyk z danej firmy zrobi na mnie dobre wrażenie to jestem skłonna kupować inne kosmetyki tej marki i jestem im bardziej przychylna. Też tak macie?


2015/06/28

Hada Labo Lotion - uwiecznienie młodości

Jakiś czas przed trzydziestoma urodzinami spojrzałam na swoją twarz z innego punktu widzenia. Nagle zauważyłam, że traci swą elastyczność, że zaczynają pojawiać się głębsze zmarszczki. Szczególnie martwiły mnie coraz większe zagłębienia w dolinie łez. Ogólnie miałam wrażenie, że... się starzeję i szybko zaczęłam przeglądać internet za ratunkiem.

Tak się złożyło że trafiłam na strony poświęcone azjatyckim kosmetykom i postanowiłam im zaufać. Moim pierwszym zakupem było właśnie Hada labo lotion, o którym dowiedziałam się tutaj. Skusiłam się ze względu na tak intensywne nasycenie składu kwasem hialuronowym.




Gdy otworzyłam kosmetyk to poczułam się zawiedziona. Kompletnie nie wiedziałam jak korzystać z przezroczystego mleczka, które swą konsystencją przypomina klejącą wodę. Jednak jego cena zmotywowała mnie do jego używania, bo przecież nie zostawię na półce kosmetyku, który szedł do mnie prawie miesiąc.

Pierwsze nałożenie mleczka mnie zaskoczyło. Płyn od razu wsiąknął w skórę twarzy, dosłownie miałam wrażenie, że go w ogóle nie nałożyłam. Wnikał głęboko w skórę. Dopiero po pewnym czasie skóra się nasyciła. I choć bałam się uczucia lepkości - nic takiego się nie działo.




Początkowe tygodnie używałam Hada Labo Lotion dwa razy na dzień. Po pewnym czasie wdrożyłam system nakładania go raz dziennie, bo zauważyłam, że to już wystarcza. Mleczko należy wklepywać w twarz, nie rozsmarowuje się jak zwykły krem. Myślę, że dwie - trzy próby i można znaleźć swój sposób na jego aplikację.

Efekty przerosły moje oczekiwania! Skóra stała się niesamowicie elastyczna, wygładziły się drobne zmarszczki, cera stała się bardzo nawilżona i wyrównana w swojej fakturze. Stosuję ten produkt również na szyję i dekolt i tu też widzę pozytywne skutki.

Zauważyłam też, że podkład czy krem bb dużo łatwiej się rozprowadza i pozostaje na wierzchu. Co jeszcze ważne mleczko jest niesamowicie wydajne. Jedno opakowanie starcza mi co najmniej na 5 miesięcy.

Naprawdę wierze w to, że to japońskie cudo uratowało mi twarz przed zbyt szybkim starzeniem. Polecam je jako prewencja przed starzeniem. Dodam jeszcze, że  Hada Laba lotion zapewne nie sprawi, że nasze głębokie zmarszczki znikną, bo do tego potrzeba jeszcze dodatkowej pielęgnacji. Jestem jednak pewna, że kosmetyk ten może sprawić, że nasza skóra będzie dużo zdrowsza i na pierwszy rzut oka będzie widać, że o nią dbacie.

Dla mnie ten produkt był początkiem miłości do azjatyckich kosmetyków. Teraz moja kosmetyczka składa się głównie z nich.

2015/06/27

Cienie Sleek Del Mar, volume II

Mam wrażenie, że malowanie powiek cieniami wyszło z mody albo już nie jest tak popularne jak kiedyś. Kiedy bowiem ja kupuję kolejną paletkę cieni w sklepie to moje koleżanki nie zwracają na nie w ogóle uwagi. I jak tak teraz myślę, to w sumie dwie z nich regularnie malują powieki. Pozostałe mają albo sam tusz albo jakąś kreskę tylko.

Osobiście uwielbiam kolory i gdy akcentuję oczy to wyróżniam się dość mocno a jednak nie zawsze jest to moim celem. Dlatego mocne makijaże pozostawiam na weekend. Nie umiem jednak odmówić sobie codziennego kolorowania powiek, w moim mniemaniu delikatnego.

Kupuję więc zazwyczaj wyważone paletki. Aczkolwiek jak zobaczyłam  cienie Sleek Del Mar volume II to wiedziałam, że muszę je mieć.




To nie moje pierwsza paletka tej firmy. Przede wszystkim doceniam sleek za jakość, intensywność kolorów i ich trwałość na oku. Bardzo łatwe w użyciu, nie kruszą się zbytnio podczas nakładania i można z nich stworzyć naprawdę mnóstwo ciekawych makijaży.






Poza tym gdy danego koloru jest coraz mniej to nakłada się go tak samo jak na początku. Nic się nie kruszy, ani nie zbija w twardą masę gdy już ciężko jest z cienia korzystać.




Bardzo je lubię i polecam.